Ale zaczniemy od tego, do czego przekonywać mnie nikt nie musi.
Po kilkunastu latach niejedzenia daktyli ich smak odkryłam na nowo w ubiegłym roku i zajadam się nimi na surowo, ponieważ uważam, że należą do tej grupy produktów, które tracą urok, kiedy trzeba je do czegoś konkretnego 'wrzucić'.
Wiecie, że w medycynie chińskiej daktyle potrafią zredukować nieprzyjemny wpływ ziół na organizm?
Wiecie, że można je uprawiać w doniczce? Niestety, w naszym klimacie jest to wysoce utrudnione, ale może jest ktoś, kto podjął wyzwanie..
Wiecie, że daktyle mają właściwości przeciwzmarszczkowe jako dodatek do balsamów i kremów?
Sportowcy wiedzą, że daktyle są dobrym źródłem energii, prawda?:)
Po taką paczuszkę daktyli w cenie dużo niższej niż w sklepie,
zapraszam tutaj: do sklepu PIĄTNICY.
Idźmy dalej...
Mieszankę studencką jadłam RAZ w życiu.
Podczas pierwszej sesji egzaminacyjnej w 2009 roku, ucząc się do przedmiotu historia doktryn polityczno-prawnych, który był pierwszym egzaminem w mojej szumnej studenckiej karierze, był od razu ustnym i zerówkowym terminem, więc stresu miałam co nie miara! Wyczytałam, że mieszanka studencka nie bez powodu studencką się nazywa i uznałam, że podświadomość zrobi swoje, jeśli zacznę ją jeść.
Nie przypadła mi do gustu, ponieważ zawierała za dużo orzechów. A żeby być precyzyjnym, generalnie ponieważ... ZAWIERAŁA jakiekolwiek orzechy. Ale cała reszta składników brzmi pysznie: bananowe chrupki, rodzynki, ananas, migdały...
ps. egzamin zdałam... :)
Jeśli miałam wybrać orzechy, które smakują mi najlepiej, to chyba nerkowce. Mają taki delikatny smak.
Na koniec żurawina.
Niewiele mogę o niej powiedzieć, bo kojarzy mi się głównie z moją Mamą, która za nią przepada i nieustannie namawia mnie do jej jedzenia ćwierkając o jej właściwościach zdrowotnych, których wymienianie tutaj pozbawione jest sensu. Dlaczego? Ponieważ wszystkie bakalie - jak się okazuje - są kopalnią cennych minerałów, witamin i mikroelementów.
Na zdrowie!:)
*
Dzień dobry w sobotę!
:)